sobota, 26 sierpnia 2017

#9 Viktor Arnar Ingólfsson "Tajemnica Wyspy Flatey"



Tytuł: Tajemnica Wyspy Flatey
Autor: Viktor Arnar Ingólfsson
Wydawnictwo: EditioBlack
Rok wydania: 2017

Islandzka wiosna roku 1960. Zapach morza, krzyk ptaków, foki, ryby, przenikliwy wiatr. Wśród burzliwych wód zatoki Brei∂afjör∂ur, wśród skał i tysięcy małych wysepek znajduje się Flatey, na której wieki temu wybudowano maleńką osadę. Z daleka od zgiełku wielkich miast mieszkańcy żyją tu w spokoju, w ciszy, bez pośpiechu i w zgodzie z rytmem natury. Małomiasteczkowej sielanki osady nic nie zakłóca – aż do chwili znalezienia zwłok na jednej z okolicznych wysepek.
Kjartan, którego zadaniem jest wyjaśnienie tej śmierci, uświadamia sobie, że w tej sprawie nic nie jest jasne. Jak się okazuje, mieszkańcy wyspy mają swoje głęboko skrywane tajemnice, które w zadziwiający sposób łączą się ze znalezionym ciałem. Śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a kluczem do rozwiązania zagadki wydaje się średniowieczny manuskrypt: księga Flateyjarbók, zbiór sag i eposów o starodawnych wikingach.
Opis z książki

Dostałam ten kryminał od Wydawnictwa do recenzji. Byłam pełna obaw zanim zaczęłam ją czytać. No bo wysłana przez wydawnictwo... no bo muszę, w określonym terminie… normalnie jak lektury w szkole, których nie lubiłam. Ale moje obawy były troszkę nieuzasadnione.

Na początku trochę trudno mi się czytało, ponieważ ciężko było się przyzwyczaić do tych wszystkich dziwnych nazw wysp i jeszcze dziwniejszych imion oraz nazwisk. Na samym końcu książki umieszczono fragmenty Sagi wikingów jomskich. Borze szumiący…. Jak to mi się ciężko czytało. Przeczytałam je, bo nie lubię zostawiać niedokończonych książek, zawsze czytam do ostatniej kropki.
Co do samej fabuły… Tak na poważnie wciągnęłam się dopiero po przeczytaniu około 1/3 książki. Później to już nie mogłam się oderwać i musiałam przeczytać ją do końca tego samego dnia. Zachwyciły mnie opisy krajobrazu, przyrody, przyzwyczajeń mieszkańców i ich życia. Bez problemu można było sobie wyobrazić każdą scenę. A dzięki mapkom umieszczonym na początku książki, mogłam zlokalizować poszczególne miejsca i wydarzenia.

Kryminały mają to do siebie, że czytelnik rozwiązuje zagadkę razem z bohaterami. Strona po stronie dochodzimy do wyjaśnienia i chcemy znać odpowiedź wcześniej niż śledczy. Moim zdaniem dobry kryminał jest wtedy, gdy cały czas myślimy, że właśnie odgadliśmy kto dokonał zbrodni. A na końcu powieści okazuje się, że nie mieliśmy racji. I taka właśnie jest ta książka.

Jak już wiecie nie oceniam książki przyznając jej punkty czy gwiazdki, bo to nie o to chodzi. Jednej osobie książka się spodoba, a drugiej nie, więc nie chcę nikogo zniechęcać. Tutaj przedstawiam tylko i wyłącznie mój punkt widzenia na daną książkę.

Za możliwość przeczytania Tajemnicy Wyspy Flatey dziękuję wydawnictwu Editio (link).

Z całych 252 stron wyłuskałam dwa cytaty:
„Pamiętaj, książka to twój najlepszy przyjaciel.”

„(…) słońce na zewnątrz słabo służy tym, którzy nie mają słońca w duszy.”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz